Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Strzemieńczyk Tom I.djvu/086

Ta strona została uwierzytelniona.

— Panu Bogu dziękuj, panu Bogu dziękuj, a w pychę się nie wbijaj.
Ponieważ wczorajsza próba pisania tak wypadła dziwnie, iż kanonikowi w nadzwyczajną kaligrafię dziecka wierzyć się nie chciało, tym razem miał już przygotowany papier, inkaust, pióra, pulpit, wzór, i stanąwszy za Grzesiem kazał mu w oczach swych modlitwę przywiezioną przez pewnego pątnika z Jerozolimy przepisywać.
Nie była ona długa, ale ten co ją kaligrafował wprawną ręką, nie żałując rubrum, i popisując się z rozmaitemi wykrętasami, zrobił ją jakby popisowym obrazkiem.
Grześ takich elegancyi nie widział jako żywo, długo się naprzód przypatrywał, ale o sobie nie zwątpił. Wziął się naprzód do rubrykowania, które pisanie ułatwiało, potem zlekka pooznaczał miejsca, które na czerwone litery zostawić było potrzeba, wreszcie przeżegnawszy się zasiadł do roboty.
Rękopism był dosyć stary, więc tem wyraźniejszy, bo w XV w. już coraz mniej pięknie i nie tak dokładnie pisywano, a skrócenia się mnożyły, Grzesiowi więc łatwo przyszło wiernie powtórzyć co miał przed sobą. Było tego razem około dziesiątka wierszy nie długich. Około Amen, piszący naplątał linii naśladujących niby gałązki z liśćmi, co mogło się najtrudniejszem wydawać, a Grześ i z tego wyszedł zwycięzko, i rubrum