żytkować, biorąc się do studyów gorliwie. Wiedział już Grześ, że łupin znajdzie wiele, że powłoki mu zaciężą, formy znużą, wywody zdadzą się niepożyteczne i długie, lecz rozumiał i to, że wykłady nie dla samych bystrych i pojętnych przeznaczone były, ale też dla nierozbudzonych i leniwych, którzy nic o własnej sile nie mogli zdobyć, a wedle wyrażenia gminnego, wszystko im łopatą w głowę kłaść było potrzeba.
Z pomocą dawnych swych znajomych i towarzyszów, za protekcyą kanonika Wacława, nietrudno mu było przyjętym zostać na słuchacza w kollegium mniejszem, które sam wybrał sobie...
Pomnażały się właśnie w owym czasie kollegia, i akademia rozrastała szczczęśliwie, chociaż cała ona na ofiarności ludzi, na miłości nauki i poświęceniu się dla niej opierała. Szczupłe były, zaledwie najniezbędniejszym potrzebom starczące, pierwsze fundusze profesorów, którzy jeżeli głodem nie marli, winni byli swym beneficiom duchownym i bardzo skromnym wymaganiom. W kollegium większem i najstarszem, na stół (mensa vere philosophica), którym się tylko filozofowie mogli zaspokajać, zbierano co tydzień grosz wdowi... Jadano razem i wesołość a chrześciańska wstrzemięźliwość stanowiły potraw ubogich przyprawę.
Mieszkali tu sami teologowie i filozofowie, a życie było istnie klasztorne i reguła surowa...
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Strzemieńczyk Tom I.djvu/145
Ta strona została uwierzytelniona.