Wybuchło to nagle jak lawa z wulkanu, która się w łonie jego oddawna zbierała...
Spodziewano się zawsze po nim wiele, ale nie tego nowatora, jakim się im teraz objawił.
Od lat dwóch pozyskał już był sobie sławę z pracowitości i erudycyi, był wyrocznią w kwestyach piśmiennictwa starożytnego, lecz nie wynosił się z tego i pytany, odpowiadał treściwie i skromnie.
Wiedziano, że wiersz łaciński płynął mu z pod pióra, jakby go nic nie kosztował, że wyzwany mówił wytwornie i z łatwością, a pisarzy łacińskich nietylko znał dobrze, ale ich prawie na pamięć umiał wszystkich...
Trafiało się dawniej, że wstrzemięźliwy w mowie i skromny, czasem jakby mimowoli strzelił sarkazmem, rzucił słowo obosieczne, dowcipnym sądem rozstrzygnął zawiłe zadanie, ale natychmiast hamował się i w ostrożnem zamykał milczeniu.
Nikt wielkiej myśli nie umiał jak on w krótkich pomieścić wyrazach. Słowa jego były jak cięcia szabli ostre i zabijające.
Ale dotąd nie szafował niemi.
Starsi, chociaż był dla nich z poszanowaniem, przeczuwali w nim wroga i patrzali nań z obawą, która się teraz usprawiedliwiła.
Laur akademicki, uczynił go nowym człowiekiem, spadły zasłony, odkrył się cały, jakim był.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Strzemieńczyk Tom I.djvu/158
Ta strona została uwierzytelniona.