Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Strzemieńczyk Tom I.djvu/168

Ta strona została uwierzytelniona.

szczupłe, powinniby mu w większem kollegium salę maioris wyznaczyć!!
— Zbiegowisko będzie wielkie, mało kogo zabraknie z tych, co tyle obiecującego młodzieńca radzi posłuchać. Dostojnicy miejsca zajmą, a inni za drzwiami zostaną...
W istocie wybierali się kto żył na to czytanie. Mogło to pochlebiać bakałarzowi, mógł sobie życzyć popisu przed słuchaczami dostojnemi, a jednak skromnie się tak znalazł, iż o dniu nie głosząc, niespodzianie przed samemi studentami, sielanki Virgilego czytać zaczął...
Po czasie już dowiedzieli się ciekawsi i sala szczupła napełniła się tak, że w końcu godziny dla nikogo więcej miejsca nie było...
Znaleźli się i starzy profesorowie, których zarówno ciekawość wiodła, jak nadzieja może, iż nowemu przedmiotowi niewprawny nauczyciel nie podoła...
Ale Grześ wystąpił z takim spokojem, a czytał z taką jasnością i talentem nauczania, iż najmniej usposobieni z młodzieży rozumieli go doskonale.
Przytem sam ów przedmiot tak świeży, tak poezyą wsi, pól, lasów i pasterkiego życia tchnący, przemawiał stokroć więcej do umysłów, do serc, niż napuszone deklamacye, niż przesadne pochwały Stacyusza... niż wszystko to, czem młódź dotąd karmiono.