jakie dawała nauka, że się sprzeniewierzał zawodowi...
Wojewoda jakby odgadł znaczenie długiego milczenia, powolnie dalej ciągnął.
— Rozumiem ci to — rzekł — iż z katedry znijść na bakałarstwo domowe, choćby u krakowskiego wojewody, wydać się wam może uwłaczającem; ale zaprawdę ważyć powinniście, że gdy senatorskie dzieci na przyszłych radźców królowi i krajowi wychowacie, w bojaźni bożej i nauce ich doskonaląc, będziecie może większą mieli zasługę, niż ubogich klechów ucząc łaciny...
Wszyscyśmy potrzebni na świecie, senatorowie i klechy, ale gdy u góry światła zabraknie, nie przyjdzie ono ze spodu...
Strzemieńczyk milczał jeszcze.
— Rozważcie to sobie — dodał po chwili wojewoda — prędkiego rozstrzygnięcia nie żądam, boć on o losie żywota waszego stanowić ma. Biorąc was do synów moich, dla których wy się poświęcicie, słuszna, abym też wam zapewnił nagrodę równą pracy... Powołanie wasze duchowne ułatwi mi opatrzenie was, przy pomocy i łasce królewskiej...
Grześ podniósł oczy i chciał już się przyznać, że suknia, którą nosił, jeszcze go żadnym ślubem nie wiązała, lecz coś mu usta zamknęło. Skłonił głowę i po małym przestanku odezwał się.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Strzemieńczyk Tom I.djvu/182
Ta strona została uwierzytelniona.