Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Strzemieńczyk Tom I.djvu/219

Ta strona została uwierzytelniona.

który pilne miał na niego oko, wyprosił się więc do jakiegoś mieszczanina, z którym zrobił znajomość.
Przez dni kilka układał się tak dla Grzegorza, aby go nigdy pijanym nie zastał. Późno potem w noc wykradał się do browaru i tam pił do upadłego; a że piwnice naówczas, zwłaszcza odleglejsze, pełne były kosterów; z niemi też kości rzucał i kilka guzów oberwał. Złożył je na jakiś przypadek, a przed bratem ciągle statecznego udawał, powtarzając...
— Ja teraz nic, tylko wodę! abym głodnym nie był!
Chcąc go w służbę wojskową dać, musiał Grzegorz o konia, o zbroję, o miecz, o koncerz, o suknie i o rząd się starać, tak że co miał tylko grosza, wydał na to. Zbilut przyjmował dosyć wdzięcznie, ale potrzeby coraz nowe wynajdował... a potem obiecywał pokazać dopiero co umie...
Bakałarz, któremu o te czasy przypadło razem starać się w akademii o nowy stopień mistrza (magister), bo ten mu był do dalszego pomieszczenia się potrzebnym, stać u boku króla, nieraz potajemnie być wzywanym do królowej, a razem brata tego na ludzi wyprowadzać, nie miał jednej chwili wolnej.
Przybycie Zbiluta zubożyło go... oddał mu,