Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Strzemieńczyk Tom I.djvu/228

Ta strona została uwierzytelniona.

zgodzili się na to, chętniebym wam powierzył poselstwo moje. Nie od rzeczyby też było może, abyście suknię nosząc duchowną i święcenia kapłańskie otrzymali, a te z łatwością byście tam uzyskali...
Myśl ta uśmiechała się wielce Grzegorzowi, lecz nigdy się nie spodziewając, aby ją mógł przyprowadzić do skutku, gdy nagle ujrzał blizką urzeczywistnienia, oniemiał prawie z podziwienia i radości.
Okazywać jej jednak nie śmiał, bo będąc na usługach królowej, nie wiedział czy go odpuścić zechce...
Wszystko więc pozostawił biskupowi Zbyszkowi.
Ile razy znajdował się w takiem położeniu, w którem człowiek szuka kogoś, aby się z nim myślą i uczuciem podzielić, Grzegorz nawykł był zwracać się do dworku Balcerów.
Frączkowa, prawda, była kobietą nieuczoną, jednakże przy tym mistrzu nabyła, przyswoiła sobie zdrowy sąd nawet w tych rzeczach, o których otwarcie powiadała, że się na nich nie znała i nie rozumiała. Słuchała Grzegorza, i często zdumiewała go sądem zdrowym. Z nią zresztą mówił jakby sam z sobą, tak znajdował jej wyobrażenia pokrewnemi swoim.
I tym więc razem, rozkołysany myślą, że po-