Ta cisza głucha, oczekiwanie czyniła tęskniejszem, można się było dorozumiewać wszystkiego złego i roić najstraszniejsze katastrofy.
Łatwo więc pojąć radość tych, co po kilku miesiącach trwogi, witali wędrowca z powrotem...
Grzegorz z Sanoka zjawił się naprzód na zamku, aby sakwy podróżne złożyć w starem mieszkaniu, potem szedł do dworu biskupa zdać mu sprawą z tego, co widział, słyszał i co mu zlecono w Rzymie. Zbyszek zatrzymał go wieczór cały i część nocy... Oprócz listów, świadek naoczny przywoził papiezkie życzenia i rozkazy. Położenie Ojca św. wobec Soboru i zawikłanych spraw, które się rozstrzygały, było trudnem a nawet groźnem. Biskup Zbyszek odczuwał to mocno, bo mu na powadze Stolicy apostolskiej wiele zależało, a lękał się, aby Sobór nią nie zachwiał...
Późno w noc ledwie mógł powrócić na zamek Grzegorz, gdzie już i królowa i młody król, dowiedziawszy się o przybyciu, dopominali się o niego.
Nazajutrz dopiero, po rannej mszy, mógł się królowej pokłonić. Nie spytała o nic, rada tylko była, że go miała z powrotem.
Pierwsze słowo, które mu rzekła, było.
— Gotujcie się do nowej podróży, będzie ona potrzebną rychło...
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Strzemieńczyk Tom I.djvu/242
Ta strona została uwierzytelniona.