na zdrowiu... Szemrano, że mu długiego życia obiecywać nie było można.
Cesarzowa już rachowała na to i potajemnie skupiała około siebie zwolenników.
Gdy Grzegorz z Sanoka wpadł, zwróciła się żywo królowa ku niemu.
— Potrzebuję was — rzekła. — Nie pytajcie mnie o cel podróży, spełnijcie tylko co wam polecę. Nieprawdaż, iż na wierność waszą rachować mogę? Jest tu Czech, który was przeprowadzi. Pojedziecie z nim do Pragi, nie wiem zresztą dokąd wypadnie. Oddacie listy hrabiemu Fryderykowi Cilly, bratu cesarzowej, niepotrzeba, aby was tam widziano i znano, jako mojego posła!
Królowa mówiła pospiesznie, żywo, jakby długo wprzód nagromadziwszy to, co miała powiedzieć, a mimowolnie teraz gorączkowo, starając się do razu całą myśl swą wyrzec, i wrażenie jej pochwycić. Wlepiła oczy w słuchającego z powagą i chłodem Grzegorza.
Ten milczał jeszcze, Sonka wstała z siedzenia i zbliżyła się ku niemu.
— Pojedziecie do Pragi, zdacie mi sprawę z tego, co tam będziecie widzieli i słyszeli. Być może, iż Cilly powoła was potajemnie do cesarzowej, że ona pytać będzie o mnie, o syna...
Tu zarumieniła się królowa, srom ją jakiś ogarnął. Nie chciała przyznać, co miała w myśli.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Strzemieńczyk Tom I.djvu/253
Ta strona została uwierzytelniona.