Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Strzemieńczyk Tom I.djvu/291

Ta strona została uwierzytelniona.

poszła niepomyślnie... Już powrót bez sług i towarzysza, złym była znakiem, a twarz Grzegorza z Sanoka nosiła na sobie ślady przetrwanych niewczasów i troski.
Zaledwie przebrawszy się mistrz kazał o sobie oznajmić królowej, która go natychmiast powoła do siebie.
Niecierpliwa wyszła naprzeciw niego, aż do progu, mierząc ciekawemi oczyma.
Zmęczona twarz i smętne wejrzenie posła, mówiły za niego.
— Co mi przynosisz? — zawołała natarczywie — w dwu słowach mów. Gdzie Biedrzyk? Co się stało?
— Miłościwa pani — rzekł ponuro Grzegorz — nie mam szczęścia i złym jestem posłem, ale nie własną winą, zrządzeniem Opatrzności.
Zastałem cesarza już prawie konającym... Z Pragi kazał się nieść do Znaima... Cesarzowa była przy nim. Przed samym zgonem z jego woli uwięziono cesarzowę Barbarę.
Sonka wydała krzyk rozpaczliwy i ręce załamała.
— Cesarz umarł! — zawołała.
— Przekazawszy państwo Albrechtowi i córce — dodał Grzegorz.
Chwilę stała królowa osłupiona, nie mogąc się jeszcze pogodzić z tem co słyszała, nie wierząc uszom własnym.