Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Strzemieńczyk Tom II.djvu/053

Ta strona została uwierzytelniona.

sobił. Pewna sympatya i podobieństwo charakterów ich łączyło. Oba lubili poezyą i śpiewy...
Grzegorz treściwie zaczął opowiadać o swoim powrocie do kraju i tem, co go tu spotkało. Starzy przyjaciele patrzyli na się, mówili i pewno znajdowali w sobie wielką zmianę. Czasem który z nich uderzył o dawną nutę wesołą, uśmiechnęli się i wnet poważnieli oba.
— Prawdaż to, — po długim przestanku zagaił Lauen, — że młodszy wasz królewicz do Czech się wybiera przeciw Albrechtowi?
— Wybrano go — rzekł Grzegorz — a korony się nie odrzuca.
— Tak, ale tę wam krwawo zdobywać przyjdzie.
— Zdaje się, że się do tego przygotowują — odpowiedział mistrz — lecz mnie się o te sprawy nie pytajcie, bo mam wstręt do nich i nie rad się mięszam.
— Jednakże codzień się one o wasze uszy obijać muszą? — pytał Lauen.
— Tak, jednem uchem wlatując, a drugiem daję im wyjść, aby mi głowy nie zaprzątały — mówił Grzegorz.
Lauen się zdawał namyślać, i rzekł po chwili.
— Mnie one żywiej obchodzą, bom z nauką i książkami zerwał, i stałem się próżniakiem, a bądź co bądź, zięć Zygmunta jest moim pa-