rza, jego rozwaga we wszystkiem, zdawały się jej właśnie najstosowniejszemi u boku młodego zapaleńca. Z góry więc już postanowionem było, że mistrz jako kapelan i spowiednik z Władysławem na Węgry pojedzie.
Jeszcze wiadomość o elekcyi nie doszła do Krakowa, gdy ze smutnem w duszy przeczuciem poszedł Grzegorz odwiedzić Balcerów.
Sprawa monety szczęśliwie została zatartą ustępstwami, Hocz wyrobiwszy sobie wziętość u mieszczan, spodziewał się zająć miejsce na Ratuszu... Balcerowie byli spokojni... Tu życie płynęło jednostajnie, niekiedy tylko odwiedzinami Grzegorza uprzejemniane dla pani Frączkowej. Gniewała się ona na przyjaciela młodości, iż niedosyć często do nich zachodził, ale królewski towarzysz nie był panem swojego czasu.
Nie podobało się jej i to, że dawniej wesoły śpiewak smutniejszym był coraz i w sobie pogrążonym. Nie mógł się on na los swój uskarżać, obsypywano go łaskami, nie zbywało mu na niczem, a jednak smutek coraz czarniejszy na zwiędłej malował się twarzy.
Na zapytanie Frączkowej, która zwykle od tego poczynała, iż go badała o ten smutek, mistrz odpowiedział teraz jak zawsze...
— Widzicie jejmość moja, gdy kto z drogi zboczy, do której był urodzony i przeznaczony,
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Strzemieńczyk Tom II.djvu/065
Ta strona została uwierzytelniona.