marszałka dwora Ryterskiego, a ten z listy i słownem doniesieniem, wszedł do Grzegorza z Sanoka, u którego jeszcze lampka się paliła, bo uczony ślęczył nad księgą.
Ryterski przychodził w niepewności co czynić miał, spytać mistrza, czy wypadało budzić królową dla posłańca z Węgier.
— Miły panie — rzekł wstając z za pulpitu mistrz — jeżeli jej macie co dobrego zwiastować, budźcie, jeżeli złe, nie spieszcie. Dowie się zawsze za wcześnie.
Cóż goniec przynosi?
Ryterski zżymnął ramionami.
— Narodził się pogrobowy syn Albrechtowi!
— Syn! — wykrzyknął Grzegorz. — Nie macież po co budzić królowę.
— Tak — odparł marszałek — wiadomość nie będzie pożądaną, ale trudno radzić na to...
Jednym z pierwszych więc Grzegorz dowiedział się, że los, który zawsze ludziom na przekorę sprowadza to, czego sobie nie życzą, dał Elżbiecie syna po śmierci ojca...
Dla biednej wdowy było to pociechą, dla królowej Sonki troską wielką.
Jak dzień komornik króla, który o brzasku, wstawał i szedł swoje sokoły oglądać a konie, przybiegł do Grzegorza. Władysław go wzywał do siebie.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Strzemieńczyk Tom II.djvu/081
Ta strona została uwierzytelniona.