obudzała litość... Ludzie, którzy prowadzili go, gdy się zachwiał, zmusili paść na kolana przed królem, lecz dumny hrabia podniósł się prędko, sił ostatkiem.
Król poruszony pospieszył mu na pomoc i podźwignął...
Cilly, któremu ten dowód niespodziewany sympatyi trochę wlał nadziei, niezrozumiałemi kilku słowami powitał króla mierząc go oczyma, w których nienawiść, trwoga i zdumienie się razem malowało.
Król stał przy nim i naprzód dał rozkaz, ażeby go rozwiązano.
Wszyscy oczekiwali odezwania się Władysława, a w twarzach Węgrów pewien niepokój widać było.
Władysław począł łagodnie.
— Bracie i przyjacielu — rzekł — nie zasłużyłem na to, abyście nieprzyjacielem mi się okazali. To co cierpicie dziś, nie jest moją winą, ale waszą. Na wybór mój wyście sami zezwolili, położyliście na nim pieczęć waszą i złamali słowo... Waszej radzie królowa i ja zawdzięczamy wojnę...
Wiecie najlepiej sami, żem ja pierwszy nie pożądał ani się o to królestwo ubiegał. Na wasze naleganie przybyłem tu, a jeźli nie zgodzicie się na wybór mój, w każdej chwili gotów jestem do mojego królestwa powrócić.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Strzemieńczyk Tom II.djvu/144
Ta strona została uwierzytelniona.