Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Strzemieńczyk Tom II.djvu/146

Ta strona została uwierzytelniona.

śledził w nim skutków tych narad i wrażeń. Znajdował tylko zniechęcenie coraz większe...
Pytany, król poruszał ramionami i myśli swej nie tłumaczył.
Widać było jednak ze wszystkiego, że to królestwo go nie cieszyło, i że nie myślał się dobijać o nie.
O powrocie do Polski mówił często ze swojemi... Biskup Zbyszek tymczasem pilno się właśnie o to starał, aby koszta, mozoły i nadzieje nie zostały stracone. Z nim król, nawykły do poszanowania i uległości, nie wchodził w spór żaden.
W dzień śś. Piotra i Pawła, gdy się wszyscy znowu gromadnie zebrali, a nikt nie spodziewał, ażeby król miał głos zabrać, zarumieniony młodzian powstał z siedzenia. Oczy wszystkich zwróciły się ku niemu...
Począł mówić. W początku i gwar, który się jeszcze nie uciszył, i głos słaby nie dawał usłyszeć słów króla, lecz wprędce sama ciekawość sprowadziła milczenie.
Prostemi słowy przemawiał do nich od serca, że rzucając kraj swój, spodziewał się, powołany głosy wolnemi, znaleźć zgodę, pokój i porządek na Węgrzech... Dla nich się poświęcając opuścił Polskę i Litwę, która właśnie jego przytomności potrzebowała, będąc po śmierci Zygmunta zakłóconą. Powtórzył, że o własnym koszcie, z wielkim wysiłkiem przybył ze znacznym po-