Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Strzemieńczyk Tom II.djvu/155

Ta strona została uwierzytelniona.

Zaczęto wołać ze wszystkich stron i wrzawa się stała, która królowi była uwłaczającą i nieprzyjemną.
Powtórzył krótko, i stanowczo, że żąda uwolnienia Gary.
Kanclerz na to wybuchnął, spojrzawszy po swoich.
— Na rozkaz wasz, miłościwy panie, dajemy mu wolność; ale pomnijcie, że wrogiem wam był i będzie. Stanie się li co przez niego, własnemu pobłażaniu przypiszecie to, miłościwy panie... my nie będziemy winni.
Król spojrzał na Garę, który powiódłszy oczyma pełnemi nienawiści po stojących dokoła, ze złożonemi rękami zwrócił się do młodego pana i pokłonił mu.
— Pókim żyw, dobrodziejstwa tego nie zapomnę — rzekł — a przekonam oszczerców, iż mnie osądzili niesprawiedliwie...
Tak przeciwko wszystkim zawyrokowawszy król, odpuścił ich, nie chcąc słuchać ani dziękczynień bana, ani usprawiedliwień sędziów jego.
Wszyscy tłumnie i z wrzawą ponowioną wysypali się z królewskich pokojów.
Do dalszych uchwał, tyczących się koronacyi, król mieszać się nie chciał, bo mu wcale o przyspieszenie jej nie chodziło. Unikał nawet dowiadywania się o nie...
Za to Grzegorz z Sanoka, który nie miał do