Na dzień następny pierwsze posłuchanie naznaczone było.
Dla Greka Rodokos’a i tych, co się z nim królowi przedstawić mieli, zawczasu posłano, zwyczajem wschodnim i u nas zachowywanym, szuby sobolowe jedwabiem kryte i suknie kosztowne, które wdziawszy poselstwo sprawiać mieli.
Młody król przyjmował Turków na tronie, otoczony co najprzedniejszemi ze dworu swojego panami.... z całym majestatem monarszym.... Przy tronie stali trzymający chorągiew, miecz wielki obnażony, laski i godła pańskie, urzędnicy węgierscy...
Grek po turecku przyodziany, w szubie na wierzch, którą mu podarowano, przykląkł przed królem i w krótkich słowach powitał Władysława... Zagaił tem, że pan jego pokój z sąsiadem zawrzeć jest gotów...
Rodokos miał powierzchowność niepowabną, czarny był, oczy mu biegały niespokojnie, ruchy miał dziwne i dumą nadrabiał, czując, że podłym się wydawać musi. Z twarzy jego niewiele się dawało wyczytać, wejrzenie skośne przypominało dzikie zwierzę, w ustach było coś złego... Na przemiany uniżony do zbytku, jakby potem przypomniał sobie od kogo i z czem przychodził, rwał się zuchwale...
Po tem posłuchaniu wielkiem, rozpoczęły się dopiero z wyznaczonymi panami węgierskimi
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Strzemieńczyk Tom II.djvu/246
Ta strona została uwierzytelniona.