przy którym znalazł kardynała z zaciętemi usty i piorunującemi oczyma.
Pomiędzy Cesarinim a Grzegorzem z Sanoka w ostatnich dniach przychodziło codzień do sprzeczek i sporów, często w rzeczach małej wagi, jak gdyby Cesarini oprzeć się nie mógł niechęci swej do tego człowieka.
Gdy ze zmienioną a gniewną twarzą wpadł na pokoje mistrz, kardynał zmierzył go wejrzeniem złośliwem...
— Miłościwy panie — odezwał się Grzegorz z zapałem. — Grek bezbożny domaga się rzeczy niegodziwej, niemożliwej... Chce przysięgi na Hostyę! Byłoby to profanacyą! Tego dopuścić się niegodzi!!
Władysław porwał się z siedzenia, ale nieodpowiadając spojrzał na kardynała, jakby go wyzywał.
Cesarini się skrzywił ironicznie.
— Jeżeli pokój robicie i króla do przysięgi nań zmuszacie — odezwał się — dlaczegóżby i na Hostyę nie miał przysięgać? Zwyczaju tego niema, ale zakazu niema!! Taka czy inna przysięga będzie nieważna!
— Jakto? — wykrzyknął Grzegorz, cofając się zdumiony. — I to wasza przewielebność mówicie? Wy? książe kościoła? Dopuścilibyście, aby dla sprawy ziemskiej Boga samego używać i czynić świętość narzędziem.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Strzemieńczyk Tom II.djvu/249
Ta strona została uwierzytelniona.