Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Strzemieńczyk Tom II.djvu/256

Ta strona została uwierzytelniona.

się myli. Zapał mu nie daje widzieć jasno prawdy! Na Boga, nie dajcie się zwieść z prawej drogi!
Tymczasem zaledwie król do Budy powrócił, ów tak na pozór uspokojony kardynał, który w początku utyskiwał tylko, począł już nie własne żale, ale nadchodzące zewsząd pisma i podżegania do wojny przynosić.
Pierwsze listy, które nadeszły były od kardynała Franciszka tytułu św. Klemensa, dowódzcy papiezkiej floty, z doniesieniem, iż okręta jego oraz połączone z niemi statki Wenetów i Genueńczyków stały w pogotowiu do wyjścia, że mogły wprędce wyruszyć na morze, aby Turkom zaprzeć przeprawę do Natolii i posiłków nie dopuścić.
W listach tych, wyprawionych wprzódy nim się dowiedziano o zawarciu pokoju, naglono króla, aby wedle danego słowa, ze swej strony pospieszał do Romanii i wojnę rozpoczynał.
Kardynał przybył do króla z pismami temi szydersko uśmiechnięty, ironiczny, i rzucając je na stół, wybuchnął już wcale innym tonem niż wprzódy.
— Ani Ojciec święty, ani rzeczpospolite, ani książę Burgundyi nie wiedzą — zawołał — że my tu pokój zawarliśmy... Floty są gotowe, Europa na was rachuje... Co za srom! jakie