kich niemal urzędników najwyższych i dostojników węgierskich...
Kardynał po jednemu naprzód ich pozyskiwał sobie, potem kilku zebrawszy, ich imionami resztę pociągnął...
Czas upływał, należało naostatek uderzyć na samego króla... Cesarini się przygotował do tego i do walki z Grzegorzem, o którym wiedział, iż go złamać nie potrafi. Wpływ spowiednika skromnego musiał ustąpić przed powagą ojca kościoła. Młodzież będąca przy Władysławie, zwolna go oswajała z myślą tą, iż wojna mogła jeszcze przyjść do skutku.
Ale król dotąd zamykał im usta przysięgą.
Starszyzna polska, rycerze dzielni, jak Jan z Rzeszowa, Paweł z Grabowa, Jan Wątróbka, Jędrzej z Sienna, Piotr z Latoszyna i inni mnodzy, już ze względu na Polskę, do której króla odciągnąć chcieli, już z poszanowania przysięgi, której świętość im Grzegorz z Sanoka codzień wpajał, stali na uboczu, i przy każdej zręczności, starali się Władysława zapał wojenny hamować.
Ale jak z jednej strony to trudnem było, bo król bolał okrutnie, że zawód uczynił papieżowi i książętom, którzy mu zaufali, tak z drugiej niemniej złamać w nim poszanowanie ślubu, uroczyście przed ołtarzem złożonego...
W młodem sercu jego i umyśle wrzała walka straszna, która się na licu, w mowie, w życiu
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Strzemieńczyk Tom II.djvu/263
Ta strona została uwierzytelniona.