Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Strzemieńczyk Tom II.djvu/265

Ta strona została uwierzytelniona.

Już zebranie tych osób zapowiadało, że Cesarini niósł z sobą sprawę ważną, która się tu rozstrzygać miała.
Odgadnąć było łacno, po udziale kardynała, o co chodziło... Król wychodząc zadrżał i pobladł. Przeczuwał, iż Cesarini zechce go skłonić do zapomnienia przysięgi, ale nie domyślał się, że towarzyszący mu już się zobowiązali nie poszanować jej...
Z wielką uroczystością i majestatem wysłańca głowy kościoła, kardynał rozpoczął mowę. Dowodził w niej, że nie król i nie korona węgierska łamała traktat, lecz sami Turcy już go naruszyli i nie dotrzymali. Dodał, że on powagą Ojca św. rozgrzesza i rozwiązuje sumienie, że wojna stała się nieuchronną, świat patrzy cały i czeka na nią.
Naostatek zachował argument najsilniejszy i wskazując kanclerza, palatyna, biskupów, rozwinął akt przygotowany, przy którym wisiała też pieczęć Huniada...
Pozostawał jeden król, jeden Władysław, i losy chrześciaństwa od niego zawisły... W jego ręku była cała przyszłość, jego słowo miało ją rozstrzygnąć...
Gdy to mówił kardynał, wszystkich oczy zwrócone były na króla, który stał, patrzał na kartę rozwiniętą przed sobą, na biskupów, na kardy-