Po biskupach, którzy wszyscy wtórowali Cesariniemu, odezwał się Lasocki z żywością i poufałością starego sługi, domownika, doradzcy...
Ze wszystkich może, mowa dziekana, który najlepiej wiedział, jak do młodego pana przemawiać należy, najsilniejsze na nim uczyniła wrażenie.
Otwarły się usta, Władysław bronić się zaczął słowy i argumentami Grzegorza z Sanoka... Lasocki odpierał je zasłaniając się legatem papieża, powagą Ojca św...
Obronić się temu naciskowi król nie mógł. Widocznie czuł się już złamanym, oglądając czy mu kto na pomoc nie przyjdzie. Ale wszyscy byli przeciwko niemu...
Zachwiany, znużony, Władysław padł na krzesło, oparł się na ręku, i nie odpowiadając już nic, pozostał nieruchomym.
Ktośby był może ulitował się nad stanem jego, lecz nie kardynał Cesarini, który właśnie z tego rozbrojenia i chwilowej bezsilności, musiał korzystać.
Nastał więc na króla, aby w niepewności ich nie zostawiał...
Władysław spojrzał błagająco, i nie odpowiedział nic.
Milczenie Cesarini wytłumaczył jako przyzwolenie.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Strzemieńczyk Tom II.djvu/267
Ta strona została uwierzytelniona.