Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Strzemieńczyk Tom II.djvu/285

Ta strona została uwierzytelniona.

rażał i nie zdradził. Coraz wyraźniej dochodzące jęki nie dały wytrwać Grzegorzowi, który odepchnąwszy Petrka, puścił się chwiejącym krokiem w zarośla ku rzece...
Ciągle powtarzające się jęki coraz słabnącym głosem prowadziły go ku sobie... Rozpostarłszy gęste gałęzie, Grzegorz spojrzał i stanął osłupiały...
W krwawej kałuży leżał człowiek w poszarpanej i podartej odzieży, na pół obnażony, ranny, drgając ostatniemi życia wysiłkami.
Twarz zaschła już w części, krwią okryta, nie dozwalała rysów rozpoznać.
Grzegorz przybliżył się ostrożnie, pokląkł nad nim i schyliwszy nad nieszczęśliwym, krzyknął z podziwu i przerażenia. Poznał w nim konającego kardynała Cesariniego...
Umierający otworzył oczy, spojrzał i dłoń wyciągnął ku niemu, ale ta bezsilna opadła[1].
— Tyżeś to? — zawołał ręce załamując Grzegorz...
Słabym, ledwie dosłyszalnym głosem Cesarini zamruczał.

— Jam jest, ratuj mnie... Z Huniadym zjechaliśmy po bitwie... Siedziałem w łódce, aby

  1. Scena ta w życiu Grzegorza z Sanoka przez Kallimacha. P. A.