Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 1 011.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.


PROLOG.



I.



Szaro było na ziemi i niebo oponą się szarą oblokło. Nad źródliskami ciepłemi ledwie gdzie wątła, blada majaczyła zieloność niby wiosenna, ponad którą sterczały zeschłe, trupie badyle i wymokłe trawy przeszłego lata.
U strumieni stojące wierzby już się okrywały puchem, jakby nim przyszłe liście od chłodu otulić chciały, — lecz liści jeszcze nie było i pączki stały szczelnie otulone i zamknięte. Wcześnie przybyłe bociany smętne włóczyły się po dolinach, stały u moczarów strzepując skrzydłami zmęczonemi długą podróżą.