Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 1 020.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

zwierza w lesie, byś biednemu zagrodnikowi trzodę dusił psy twojemi, wściekłemi jak ty! i dziecko mu chciał porywać.
Pawlik jak skamieniały słuchał, ale gniew w nim drgał.
Wojusz skinął.
— Na zamek! Psy na sznury! służbo ty pana warta!
Odwrócił się do dwu pachołków, którzy wnet skoczyli z koni.
Pawlik jeszcze stał niemy, gdy Wojusz powtórzył głośniej.
— Na zamek!
Młody odwrócił głowę i zamruczał.
— Długo ty mi myślisz rozkazywać? ty?
— Póki mnie ojciec twój od tego ciężaru nie zwolni — odparł Wojusz, — dopóki ja za ciebie odpowiadać muszę Bogu, Jazdonowi i pamięci twéj matki.
— Na zamek! — powtórzył raz jeszcze.
Ale chłopię zuchwałe, uparte, nie ruszało się.
— Związać każę i powiozę jak barana! — krzyknął stary. — Potem ojcu do nóg padnę, niech z wami robi co chce. — Mnie już was dosyć! Wolę śmierć niż dozór nad tobą.
Na zamek!!
Psy już były na sznurach i zmęczone posiadały dysząc, a krwawe liżąc pyski. Pachołkowie posłuszni dosiedli koni, tylko Pawlik się nie ru-