Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 1 060.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

słowem już żadnem, ale rykiem. Zadrżeli Niucha i Mucha, postąpili krok, w tem drzwi nie zaparte otwarły się i w progu ukazał się Sulisław Jaksa, brat Wojewody.
Ujrzawszy go Jazdon namarszczył brew, czoło mu się ściągnęło, nie chciał mieć świadka sprawy domowej.
Za późno się opatrzył wszakże, bo Sulisław nim drzwi otworzył, rozmowę całą podsłuchał i zrozumiał. Pawlik ku niemu się zwrócił oczyma błagającemi, jakby go sobie chciał pozyskać.
— Ojcze miły — odezwał się podchodząc Sulisław, którego rycerska, szlachetna postać mimowolne wrażała uszanowanie — nie czas teraz krnąbrne karcić dzieci, gdy Bóg nas tak wszystkich smaga...
Nim Jazdon miał czas wyjąknąć odpowiedź, Pawlik go uprzedził.
— Chcę z wami iść! chcę iść! Dość mi doma gnić było! Weźmijcie mnie z sobą — na miłość Bożą! weźmijcie mnie z sobą.
I ten dziki przed chwilą chłopak do ręki Sulisława przyskoczywszy, — stał się niemal pokornym.
— Dajcie mu iść ze mną, kiedy serce ma! — zawołał Sulisław.
Wojusz na bok ustąpił, nie mięszał się — czekał. Co się w starcu działo, Bóg jeden mógł wiedzieć, nie poruszał się, nie mówił, nawet je-