Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 1 110.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

trwa losu niepewność; — gdy raz wyrzeczono słowo, naówczas umysł męzki z niem się godzi, śmiało patrząc w oczy temu co nieuchronne.
Tak teraz było z ludźmi wahającemi się przed godzinami niewielu. Książe Henryk pogodny był i spokojny, — on co posiłków króla Wacława czekać nie chciał, i drudzy z niego jak z wodza czerpali nadzieję zwycięztwa, odwagę do walki nierównej.
Szepiółka patrzał nań jak w tęczę, potakiwał mu jakby sam siebie chciał przekonać. Mieczysław poprawiał długich włosów, usta zacinał, głową potwierdzał co mówiono. Sulisław pomny mężnej śmierci swego brata, poległego w walce z Tatarami, nie chciał onieśmielać innych. I jemu dodawała otuchy mężna rezygnacja księcia Henryka.
Inni zapomnieli może o jutrze dla tego wieczora, który się wesoło zwiastował.
Izba trochę nizka, ale przestronna, oświecona pochodniami, które czeladź u ścian stojąca trzymała, przedstawiała obraz ruchomych świateł i cieni, pełen wyrazistych sprzeczności. Jedne postacie oblewał mrok gęsty, gdy drugie świeciły w pełnym blasku, iskrząc się swemi kruszcowemi ozdoby, płonąc barwami jaskrawemi, połyskując złotemi bramowaniami.
Gdzieniegdzie wychylała się z mrocznych cieniów głowa napiętnowana rycerskim wyrazem