Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 1 116.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

jąc nowej zręczności do spłatania psoty jakiej. Wojusz nie spuszczał go z oka i krok w krok chodził za nim.
Tak się naprzód zbliżyli ku Sulisławowi, potem do księcia. Henrykowi twarz zuchwała młodzieniaszka wpadła w oko, skinął nań, aby podszedł.
Śmiało przystąpił doń Pawlik. Z twarzy poznał książe, iż polakiem być musiał, i złą polszczyzną zapytał go kto by był..
— Jestem syn Comesa Jazdona z Przemankowa, — odparł chłopak raźno, — przybyłem tu z panem Sulisławem, pragnę się dorobić rycerskiego pasa.
Nie pokryta jeszcze puchem młodzieńczym świeża twarzyczka młodo bardzo wyglądającego chłopaka, uczucie jakieś politowania obudzić musiała w księciu. Żal mu się zrobiło tego dziecka, które tak zawcześnie na śmierć szło z takiem w obliczu weselem i rzekł przyglądając mu się z uśmiechem.
— I ty się więc z nami na wojnę wybrałeś?
— Wyprosiłem się u ojca, bo gdy drudzy idą, niegodziło mi się doma pozostać — zawołał Pawlik nie spuszczając oczów.
— A siłyż ty masz? — niedowierzająco odparł książe.
Uśmiechnął się syn Jazdona. Mieczyk miał u pasa, który mu się właśnie pod rękę nawinął.