Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 1 138.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Naprzód! — nie przestaje wołać ochrypły Rościsław.
Pawlikowi krew leje się z rąk i z piersi. Wojusz ma twarz przeszytą, hełm mu strącono. Strzała utkwiła w policzku, którą na próżno wyrwać się sili.
Od zbroi księcia Henryka odbijają się pociski, ale koń pod nim broczący pada, wycieńczony ranami...
Zastęp otaczający księcia maleje, Wojusz stary zachwiał się, zsunął na ziemię, zniknął. Pawlik utonął w gąszczy.
W tem Sulisław znalazł się u boku wodza, z nim Klemens Wojewoda głogowski, Konrad, Janicz, Rościsław.
Garstka ich już tylko — lecz dotąd jeszcze zwycięzka. Las widać. Tatarzy pierzchnęli w bok nieco, ostatkiem sił książe bieży naprzód.
W tem zadudniało, tłum wraca, oblega ich z wrzaskiem, zaparł drogę od lasu! otoczył.
Bój o życie lub śmierć się poczyna.
Janicz z Pawlikiem, który już pogrzebiony pod trupami, zmartwychwstał znowu, konia chwycił i otłuczonym mieczem się broni — przodem idą torując księciu drogę. Tatarzy ustępują im — poznali po hełmie wodza, na niego czyhają...
Jednego już tylko widać mężnego księcia, jak coraz miecz podnosi do góry. Obnażył pachwinę, na której zbroi nie było, Tatarzyn pchnął z ca-