Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 1 142.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Pawlik żadnych ślubów nie czyniąc, rąbał i siekł.. Ośmiu tatarów leżało pobitych, dziewiąty ranny bronił się rozpaczliwie, gdy Luzman padłszy nań, sznurem go oplątał i skrępował.
Tak bój się ten skończył. Na gościńcu nie było widać więcej pogoni.
Znużeni wojownicy siedli na ziemi trupom się przypatrując. Pawlik jak dziecko ciekawe poruszał ich końcem strzaskanej włóczni, aby się stworzeniom tym przyjrzeć lepiej. Podobnych ludzi niewidzieli jak żyli. W krzyku ostatnim usta im podrętwiały obnażając wilcze zęby białe, a oczy wywrócone do ślepi dzikiego zwierza były podobne...
Pawlik westchnął — na myśl mu przyszedł jego Wojusz stary.. Widział, jak goniąc za nim i osłaniając go upadł.
— Wieczny mu spoczynek! — szepnął — a nom ja teraz wolny!
Niedługo spoczywać tu mogli, szczęściem Janicz w okolicy znał dobrze drogi.
Zdało mu się obowiązkiem przedzierać do Krośna, aby być posłem nieszczęścia biednej matce, bo choć niewidzieli padającego księcia Henryka, nie mogli wątpić, że pozostał na Dobrem polu.
Żałośnie milczący puścili się powoli ku lasom.
Z wieży kościoła Panny Maryi nikt już nie patrzał na pobojowisko, na którem mężni ludzie śmierć przeczuwając, zginąć poszli. Kilku nędz-