Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 1 158.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Na ostatek odmówiono modlitwę do Ducha świętego i wszyscy miejsca zająwszy czekali, aż się kto odezwie pierwszy.
Z oczów widać było, iż na księdza Jakóba ze Skarzeszowa, jako najstarszego wiekiem, przodującego dostojeństwem, oglądano się.
Więc gdy ten i ów potrącał z lekka, staruszek jakby zmuszony, odezwał się słabym głosem.
— Mili bracia! Wzywaliście Ducha Świętego, ten niech was natchnie.. Kościołowi potrzeba takich ludzi, jakim był świętej pamięci, za życia ubłogosławiony Prandota, i poprzednicy jego, wielcy kościoła obrońcy, wielcy kraju opiekunowie. Silnego męża obierzcie, takiego nam na nasze czasy potrzeba...
— Was by okrzyknąć! — przerwał mu jeden z bladych, uczeńszego nie mamy, pobożniejszym nikt być nie może, ani gorliwszym o wiarę[1] — —
Staruszek rękę podniósł i kończyć mu nie dał.
— Brzemię to nie na moje ramiona, — o grobie myślę nie o infule...
Ruch żywy ręki drżącej i głowy dokończył, czego ks. Jakób powiedzieć nie chciał. Stanowczo wyboru odmawiał.

Rumiano wyglądający kanonicy spojrzeli po sobie wesoło, dając sobie znak porozumienia. Uśmiechali się.

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; brak kropki.