Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 1 170.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

opatrzyli czem to grozi, on już zdobył sobie pożądane stanowisko.
Życie swe nakłonił wprawdzie do planów przyszłych, ale go nie zmienił wcale. Myśliwstwo, które namiętnie miłował i teraz dlań było najulubieńszą rozrywką, popisu z niej tylko nie czynił. Na dworze niewieścia usługa do zbytku liczna, dobrana wdziękami i młodością nie zbyt się nawet ukrywała z sobą. Nie jedną noc przy kubkach prześpiewano za stołem u niego, niekoniecznie pobożne nucąc pieśni.
Ale za to na nabożeństwa Paweł szumnie i dworno uczęszczał, pokazywał się na nich i do wspaniałości ich wiele przyczyniał.
Baldachimy, chorągwie, świeczniki, kręgi wosku olbrzymie, kielichy i naczynia wspaniałe rozsyłał kościołom[1]
Tem potrafił sobie zjednać miłość znaczniejszej części kapituły i w porę rzucił tę myśl jej, iż on jako nikt na pasterza pod te czasy był stworzony.
Miała czas ona urosnąć, nim zmarł ks. Prandota, a po jego zgonie zausznicy Pawła, głośno i śmiało się z nią odzywać zaczęli. Nie całe jednak duchowieństwo uległo zastawionym sidłom — surowsi, baczniejsi ani się dali ująć, ni zaślepić. Tych opór wybuchnął teraz silny, nieprzebłagany i na dwa obozy rozdzielił kapitułę.

Przyjaciele Pawłowi co z razu ufali w to, iż

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; brak kropki.