Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 1 178.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Janko zbliżył się doń, objął i uścisnął. W tem kanonik Wyszon zamruczał.
— Ja także.
Ledwie słów tych dokończył, wrzawa powstała ogromna od drużyny Pawłowej, zaczęto wołać iż zdrajcy są niegodni, zmiennicy, z których ust ciepło i zimno na przemiany płynie.
Srodze się ujadano wzajem, tak, iż to posiedzenie burzliwiej się jeszcze skończyło niż poprzedzające, a ksiądz Szczepan i Wyszon opuścili je ścigani wyrzutami najgwałtowniejszemi.
Zgody nie było — noc przyszła jako rozjemca, sporom kładnąc koniec.
Ksiądz Janko nadzwyczaj szczęśliwy Bogu dziękował za cudowne nawrócenie obłąkanych, a nazajutrz po tem co spotkało księdza Szczepana i Wyszona, już ich liczył do swoich. Tych dwu pozyskanych nie dawało jeszcze większości. Zwołano kapitułę na nowo. Rozeszła się gorzej jeszcze podrażnioną i rozdwojoną.
Szyzma zupełna groziła. Ksiądz Jakób ze Skarzeszowa radził dać czas do rozwagi, namysłu i modlitwy... Lecz z dniem każdym umysły się mocniej rozgrzewały, niechęci wzajemne rosły.
Naostatek rzucił ktoś cicho myśl, aby, unikając gorszących waśni w łonie kapituły, wybrać arbitrów trzech i im stanowczy wybór powierzyć.
Nim jednak do zgody na to przyszło i do wyznaczenia rozjemców, niemało upłynęło czasu.