Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 1 189.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

dla ziemi, nie było w niej nic ludzkiego, oprócz tęsknicy dusz wygnanych. —
Blada i bez rumieńca, płci nie świetnej, przygasłej, twarz miała narysowaną przedziwnie, oczy czarne i rzęsy, co jak zasłony spadały u tych okien ducha, bojaźliwie otwierających się ku światu.
Maleńkie usteczka ledwie widocznym prążkiem przecinały owal twarzy nieco zwężony i schudły.. Wyraz ich był łagodny i przelękły, a mimo to na czole w wejrzeniu coś zwiastowało silną wolę, czujną i nieuśpioną baczność.. Piękne jej włosy czarne starannie były pokryte czepcem, prawie do zakonnej podobnym zasłony. Suknię miała szarą i nieozdobną, żadnych błyskotek na niej, tylko do podróży, jako oznakę dostojeństwa musiała wdziać płaszcz, który się z ramion jej zsuwał. Suknia wielkiemi fałdy spadała na postać szczupłą i wiotką — którą posty, bezsenność i modlitwy wysuszyły.
Coś cichego, skromnego było w tej pani królewskiego majestatu, a anielskiej skromności. Głos, którym się odezwała w progu stanąwszy i ujrzawszy Salomeę, brzmiał, jak dziecinny, słodko i łagodnie.
Wyciągnęły ręce ku sobie.
— Siostro moja!
— Królowo!
Poklękła Kinga przy łożu i uścisnąwszy się,