Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 1 191.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

lowa zwrócona ku Kindze, odezwała się głosem drżącym.
— Raduj się siostro moja, szczęściem mem, albowiem maluczko oczy te ujrzą oblubieńca i zrzucą z siebie szatę cielesnej niewoli.
— Królowo ma! królowo! a ja zostanę tu sierotą! — odparła Kinga. — Tyś mi była siostrą, matką, nauczycielką, przykładem, pociechą i tarczą! Cóż pocznę bez ciebie?
— Walczyć będziesz jakom ja walczyła.. cichym głosem mówiła Salomea — o siostro moja droga! Skarb ten, dla którego tu cierpiemy nie jest że wart tej ofiary?
— A! — ciągnęła dalej Kinga wciąż na kolanach u łoża królowej — chciałabym jak ty czystą pójść do niebios w białej chrztu szacie, niezmazanej żadną ziemską namiętnością, lecz życie długie! Stan mój ciężki! ten, którego mi za męża dano pobożny, lecz po ziemsku jeszcze miłujący mnie...
Zakryła twarz śliczną rękami.
— Siostro moja — poczęła Salomea. — Ty mi własne moje powtarzasz dzieje. I jam przetrwała toż samo, i mój Koloman kochał mnie ziemską miłością, pókim w nim niebieskiej rozżarzyć niepotrafiła.
Tu jakby jej głosu zabrakło, sparła twarz na ręku — milczała chwilę.
— Posłuchaj — odezwała się po namyśle nie