Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 1 194.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ziemską, to modliła się, całowała i błogosławiła bratowę.
Dla obu tych niewiast pobożnych noc to była uroczysta, dziwna. Mroki jej rozjaśniały widzenia, sen przeplatała modlitwa. Była pół snem, pół marzeniem, potęgującem się gorączką, coraz większą i podniesieniem ducha.
Wśród ciszy klasztornej, którą tylko szum wiatru obijającego się o mury przerywał, odzywał się czasem czujny dzwonek i pieśni zakonnic brzmiały zdaleka...
Zakonnice też nie spały, przepowiednia królowej, która była duszą klasztoru, napełniała siostry trwogą. Co miały począć bez tego opiekuńczego anioła, bez tego wodza, bez tej siły, co niewidoma nigdzie na każdym podpierała je kroku? Niewysłowionej dobroci królowa zdawała się cichym gościem tylko, lecz świątobliwością swą była panią i mistrzynią.
Od jutra miało jej zabraknąć!
Wieść o tej przepowiedni, o której nikt nie wątpił, bo każde słowo Salomei się iściło — ze Skały już doszła była do Krakowa.
Wiedziano o tem na Wawelu, a tegoż dnia i na Wiślnej ulicy w biskupim dworze u ks. Pawła z Przemankowa.
Pasterz ten nowy, jak powiadali wszyscy, postrachem stał się dla kapłanów, co czasy pobożnego Prandoty pamiętali. Wdziawszy suknię