Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 1 208.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Na wyzwanie to nie odpowiadając książe, rzekł do jednego ze swoich Toporczyków:
— Gdy księża na łowy jeździć zaczną, my chyba mszą będziemy musieli odprawiać!
Usłyszał ten przekąs pański, ksiądz Paweł, przymrużył oczy mierząc niemi Bolesława, dając czuć, iż on go nie dorósł, aby się nań porywał. Chwilę żuł wyraz jakiś w ustach skrzywionych i odparł pół-cicho.
— Przystało nam tak mieniać się na zawody, kiedy żonaci książęta czynią śluby czystości.
Bolesław zarumienił się mocno, trochę poruszył z miejsca — cofnął, ale w tem spotkawszy wejrzenie Kingi, która tę rozmowę więcej odgadywała niż słyszała — wzrok, któremu był nawykł ulegać — uspokoił się i odzyskał obojętną cierpliwość. Udał, że niedosłyszał szyderstwa, które mu dolegało.
Jeden z Toporczyków tylko, wyręczając księcia, zwrócił się nieco od Biskupa ku panu swemu i rzekł półgłosem:
— Gdy duchowni czystemi nie są, książęta muszą ich uczyć przykładem swoim.
Ksiądz Paweł nogą z gniewu uderzył w podłogę, ręka sięgnęła mimowolnie tam kędy niegdyś rękojeść miecza się znajdowała.
Chciał śmiałka skarcić, lecz powstrzymał natychmiast i zamruczał: