Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 1 241.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

strzeżenie Biety, z którą rady sobie nie łatwo dać mogła.
Dziewczę zdziczałe w samotności klasztornej, zmuszone długo tłumić w sobie wszystko, pragnęło teraz swobody nad miarę.
Werchańcowa, która się z początku piękności Biety lękała, poznawszy ją lepiej zaczęła się trwożyć gwałtownem jej usposobieniem.
Wymaganiom nie było końca.
W pierwszych dniach zaraz zażądała od swego pana, którego upoiła do szaleństwa, sama się przywiązując do niego — najdziwaczniejszych ozdób i sprzętu dla swego mieszkania.
Chciała mieć ściany zawieszone obiciami szytemi, o których od zakonnic słyszała, że niemi po książęcych dworach izby przyozdabiano, podłogę wysłaną kobiercami i skórami; napraszała się o łańcuchy, klejnoty, pierścienie, naczynia srebrne. Miedzianemi dzbanami rzucała precz, jako rąk jej i oczów niegodnemi, cynowe misy oddała czeladzi.
Całemi dniami stroiła się z nudów i przestrajała oczekując na odwiedziny pana, który zwykle zjawiał się dopiero wieczorem.
Ze sługami obchodziła się tak, jak może z nią niegdyś postępowano w klasztorze, dla przełamania jej oporu — wymagała rzeczy niemożliwych, posłuszeństwa bez granic.
Werchańcowę, która chciała z nią być na