Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 2 070.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

A gdy się ze swemi doniesieniami upierał, nadając im wagę wielką, do gniewu w końcu pobudził Biskupa, który go łajaniem odprawił, i poszedł Wit jak zmyty.
Gdy się to działo w jednym końcu stoła, uczta dalej coraz weselszą i gwarliwszą się stawała. Po owej szyderskiej litanji piastowskiej, ks. Kwoka zaczął zadawać zagadki i nucić piosenki. Śmiechy się rozlegały, wrzawa robiła straszliwa.
Kwoka śpiewał:

Inter Prandium — Silentium,
Stridor dentium,
Rumor bibentium,
Vox clamantium...
Vociferatio amentium...

Ktoś inny półgłosem zaintonował:

Quid iuvat aeternitas...
Nominis — amare
Nisi terrae filias
Licet et potare!

Ale dalszy ciąg w zatkniętych dłonią zamarł ustach...
Po kątach i śmielsze jeszcze śpiewki podawano sobie do ucha...
Swoboda była wielka. Biskup rad na nią zezwalał, bo tem właśnie przywiązywał do siebie...