Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 2 104.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

poglądała ku niemu, zagadnął ją jako ojciec duchowny:
— Księżno miłościwa! Nie chce mi się wierzyć. Chodzą wieści o was jakobyście naśladować mieli świątobliwą panią Kingę, a mąż wasz Wstydliwego Bolesława? Zmiłujcież się — dodał żartobliwie — książąt nam zabraknie! Dosyć już świętych mamy, a po klasztorach mnichów i zakonnic.
Zapłoniła się mocno Gryfina, oglądając do koła, czy ją niewiasty jej nie podsłuchiwały.
Ciężko jej było zebrać się na odpowiedź, zawstydziła się, głową poruszyła, łzy jej z oczów wytrysnęły mimowoli, łzy boleści i sromu...
Biskup to dostrzegł.
— Nie obrażajcie się mową moją, — dodał — jam przecie duchowną osobą, mnie wszędzie i zawsze a każdemu wolno prawdę rzec.
Cóż się to dzieje z wami?
Gryfina rada może była, że się będzie miała przed kim poskarżyć. — Paweł zdawał się brać jej stronę. Wahała się jeszcze, rozpłakała mocniej, otarła łzy i poczęła:
— Szanuję ja księżnę Kingę, ale naśladować jej nie myślałam nigdy! Ja chcę mieć dzieci, na to mnie Bóg stworzył bym matką była... Szłam za mąż aby mieć tę pociechę.
Łzy mowę jej przerwały...
— A! — odparł Biskup wesoło. — Kamienny