Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 2 113.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

wami poruszali patrząc na Leszka, czy też co na swą obronę nie rzecze.
Czarny milczał dumnie, jak gdyby na wszystko się zgadzał, byle od żony wolnym był.
Gryfinę pobudziło to do jeszcze większego gniewu, wstała od stołu natychmiast, podniosła głowę, skinęła na swe niewiasty, które za drzwiami już ze dworem jej czekały — i wyszła.
W izbie jadalnej zrobiło się cicho, smutno i ziemianie poczęli nierychło przebąkiwać, aby państwo jednać z sobą. Lecz Leszek wcale ku temu nie okazywał ochoty, owszem obojętność największą, — zakąsywał usta, spoglądając na swych komorników.
Kurt niemiec, ulubiony mu przyszedł do ucha jego się pochyliwszy, oznajmić, że księżna wozy swe zaprzęgać kazała, skrzynie ładować na nie, że ludzie jej rusini i węgrowie precz się już z zamku wybierali.
Myśleli że książe, do czego prawo miał, żonę gwałtem wstrzymać każe, wrota pozamykać, z zamku nie puścić.
Zdziwił się niemiec, gdy Leszek mu najobojętniej w świecie odparł.
— Z Panem Bogiem!
— Baba z wozu, kołom lżej! — szepnął któryś z dworzan po cichu.
Stało się o czem przed chwilą niktby był pomyśleć nie śmiał. W dziedzińcu, co najspieszniej