Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 2 116.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

lający się już obóz księżnej ścigając obelżywemi drwinami. — Lecz ten uchodził tak szybko, jakby rad był swobodzie i nigdy tu już wracać nie myślał.
Leszek z izby nawet nie wyszedł... Niemcy go mrucząc otoczyli...
Z początku donosili mu co chwila o wyborze w drogę księżnej, potem gdy wrzawa i krzyki dały znać, że wyruszyła, skupili się niespokojni przy nim. Czarny się tem nie poruszył wcale.
Przeciwnie zdawać się mogło, iż lżej mu się zrobiło, dowiedziawszy się o wyjeździe i czoło trochę rozchmurzył.
Tym, którzy zagadywali go o księżnę, odpowiadał mówiąc o łowach, podróży, lub innych sprawach...
Zasiedli znowu biesiadnicy mniejszym kołem do stołu, zaczęto rozmowę obojętną.
Nazajutrz Leszek rano na łowy ruszył w lasy.
We dwa dni potem, przejazdem, po drodze Biskup Paweł do Sieradzia zajechał. Na zamek się nie udał, u proboszcza stanąwszy, który wedle zwyczaju musiał dostarczyć prokurację, to jest żywność dla pana, sług, koni i psów. Biskupom i wyższych stopni duchownym, prokurowały tak probostwa i klasztory, a nieraz gdy dostojny pan jechał z dworem wielkim, spoczywał dłużej, objadał strasznie plebanów i mnichów...