Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 2 118.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

wolno było zrzucić te suknie, opuścić twoje pałace, pójść jak ona zamknąć się w murach klasztornych!!
Bolesław, który w żonie czcił błogosławioną za żywota niewiastę, skłonił głowę w milczeniu i dodał smutnie, pół głosem.
— Maluczko i ty czekać będziesz na to, miła moja a święta pani. Ja, co ci tę drogę do szczęścia zapieram, znijdę z niej rychło, i uczynisz według woli swej.
Księżna spuściła oczy — zamilkli.
Bolesław w sercu i na synowca gniewnym był, że żony utrzymać nie umiał i na Gryfinę, że ulubieńcowi jego srom uczyniła.
Tegoż dnia Żegota Toporczyk przybył z wiadomością pewną, jakoby z ust samej księżnej Gryfiny powziętą, iż wszystko to stało się z naprawy i za radą Biskupa Pawła...
Bolesław zadrgał cały — czuł, że ten raz wymierzony był przeciwko niemu.
Cierpliwy i przebaczający winy, za krótką chwilę dał się gniewowi unieść — i z ust mu się wyrwało.
— Dość już Biskup ten nabroił! dość! Czas by karać go było!
Żegota podchwycił rączo[1]

— Miłościwy panie, dajcie go tylko nam... na wolę naszą. — Skińcie! bezprawiom jego koniec położym! Jest na nim grzechów już dosyć,

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; brak kropki.