Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 2 124.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Kapelan i Kanclerz siedzieli dla oka.
Oprócz tego z okolic Kunowa, niemal co dzień ściągali się sąsiedzi bliżsi, których sobie kuchnią i piwnicą umiał pozyskać.
Nigdy więc pusto tu nie było. —
Żołnierzy nadwornych dwudziestu we wsi stało, którzy Biskupowi w wycieczkach uroczystych towarzyszyli bardziej dla okazałości, niż z potrzeby...
Trafiało się, iż ztąd Paweł na dni kilka, a nawet kilkanaście wymykał się potajemnie z niewielkim pocztem ludzi. — Dokąd? nikt prawie niewiedział.
Bieta szczególniej podejrzywając go, zazdrośna śledziła, badała, ale i ona dowiedzieć się o celu tych wycieczek niemogła, i jej Paweł nic o nich nie mówił.
Ci, których z sobą bierał, po pijanemu nawet ust nie otwierali, a im większą z tych podróży czyniono tajemnicę, tem ona mocniej drażniła tych, którym ks. Paweł zwierzyć się nie chciał.
Z Bietą, choć nałogowe do niej przywiązanie trwało jeszcze, Biskup zaczynał się tak obchodzić, jakby mu ona już była ciężarem. Napastliwej, gwałtownej niewiasty lękał się, nie wiedząc może, jak się od niej uwolnić.
W czasie pobytu Biskupa w Kunowie, napływ różnych włóczęgów bywał taki około dworu, iż ściśle się z niemi obliczyć, ani się w nich rozpatrzeć nie było można.