Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 2 125.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Zkąd i po co kto przychodził, niebadano, karmiono tę czerń posługując się nią, zalegała podwórza, cisnęła się do kuchni, wyręczała się nią czeladź leniwa.
Przez znaczniejszą część dnia pijana, służba biskupia nie zaglądała w oczy żebractwu temu, nie wiedziała kto tam, zkąd i po co się przybłąkał. Nie lękano się podsłuchów i nie posądzano ludzi, z któremi było wygodnie.
Z niczem się też nie ukrywano, bo jak pan, tak i czeladź czuła się tu bezpieczną.
Ks. Paweł, gdy na łowy nie jechał, długo w noc zwykł był się zasiadywać z towarzyszami nad miodem i winem. Rozpowiadano sobie przygody różne, Paweł lubił przypominać, jak szalał za młodu, począwszy od Lignickiej bitwy i owej pierwszej mniszki porwanej, którą mu rychło odebrano.. Śmiał się chwaląc, że mu ją wszakże za późno wzięto.
Spraw podobnych dużo miał na sumieniu...
Drugim ulubionym rozmów przedmiotem były domowe Piastowiczów dzieje. Z tych Mazurów on nad innych przekładał, drugim zgubę wieszcząc. Szczególniej Bolesławowi i Leszkowi, bo tych obu nienawidził.
Po takich nocnych biesiadach na dzień długo zasypiano, a że we dworze wszyscy się czuli bezpieczni, straży ani czujności żadnej nie było. Żołnierze daleko spali po chatach, pijana czeladź