chańcowa tem więcej się trwożyła, iż przeczuwała, że coś knuła Bieta, kryjąc się przed nią.
Jednego dnia wyjechała ze dworu niby na przejażdżkę, niechcąc jej brać z sobą. Wieczorem nie było jej do późna. Zonia niespokojna pobiegła po komorach jej i strwożyła się bardziej jeszcze, postrzegłszy, że skrzynki od klejnotów stały otworem i próżne.
Nie wróciła na noc, nazajutrz próżno się jej spodziewano. Nie zbiegła z nikim, bo nikogo nie dopuszczała do siebie. Sznurkując i szukając śladów, Zonia dowiedziała się, iż klejnoty były zastawione u żyda w mieście, a z czeladzi kilku znikło razem z mniszką.
Innych tropów nie znalazła wdowa... Zmartwienie miała ztąd wielkie, nie, że się Biety pozbyła, ale że bez niej radę sobie dać mogła, a domyśleć się było łatwo, iż się o uwolnienie Pawła pokusi. Tem więcej go tem zjednać mogła, co Werchańcowej nie na rękę było.
W istocie myśl oswobodzenia powzięła śmiała i namiętna niewiasta, dobrawszy sobie za pieniądze ludzi, którzy jej w tem dopomagać mieli. Aż do Sieradzia dostała się bez przeszkody. Tu gdy się rozpatrzyła około zamku, po strażach, spróbowawszy przekupstwa daremnie, namęczywszy się przez dni kilka próżnemi zabiegi, musiała w końcu poprzestać na tem, że po męzku przebrana na zamek się dostała.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 2 139.jpeg
Ta strona została uwierzytelniona.