Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 2 165.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

iż się tam coś stało, lub stanie — i radowała się temu... Zagadnięty o nią, Paweł rzekł nie tając:
— Dosyć już mam tej mniszki! Prędzej, później, pozbyć się jej potrzeba. Nie teraz, aby nie myśleli ludzie, że się boję ich języków.
Nie boję się nikogo, ale mnie męczy ta złośnica. Co z nią uczynić?
— A! a! — poczęła Zonia przybliżając i zalecając mu się. — Dawnom to ja mówiła, że się jej czas zbyć. Zła, zazdrosna, dumna! Mieliście już jej dosyć.
— Co z nią począć? — powtórzył Biskup.
Zonia potrząsała głową.
— Nie moja to rzecz radzić! nie moja! — szeptała. — Odesłać by do klasztoru, ale czy ją tam przyjmą?
— Wydać ją za kogo? — poddał Paweł.
— Ona! ale! nie pójdzie i za pana! — zawołała Werchańcowa — nie.. nie...
Rozmowa przerywana, skończyła się tem, iż Paweł powtórzył:
— Mieć jej tu nie chcę! Zła jest i zestarzała. Nie pociechę mam z niej a zgryzotę i utrapienie. Dość mnie namęczyła!
Przez dni kilka potem Biskup nie chodził do dworku i Biety puszczać do siebie nie kazał.
Zajęty był też dniem i nocą, bo się doń znowu cisnęli ludzie.