Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 2 172.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

mógł, grzesznica przykuwała go do siebie spojrzeniem mściwem, bez litości, w którem było całe piekło.
Śmiały ów, niczem nie dający się złamać Biskup, który się rzucał na książąt i panów, co nie szanował nic, dla którego nie było świętości — poczuł w tym wzroku jakby całą piekła potęgę.., moc szatana, siłę większą niż on miał — panowanie grzechu, w którym żył.
Ręką drżącą powiódł po twarzy, opędzając tę marę natrętną, chcąc gwałtem wzrok zwrócić ku ołtarzowi. Zrenic poruszyć nie mógł — zdrętwiały. Niewiasta jak kamienna stała patrzając w niego — a oczy jej mówiły:
— Umiłowałeś mnie i grzech... grzech nie wypuści cię ze szpon swoich. Stoję i pójdę wszędzie za tobą. Tyś mój! Tyś pastwa moja! Piekło czeka nas oboje! bo ono nam ślub dawało!
W strasznej tej chwili hallucynacij jakiejś, mniszka zmieniła mu się w poczwarę, wilka stojącego na dwóch łapach, z krwawą paszczą otwartą, ze ślepiami ogniem połyskującemi...
Potwora śmiała się urągając z niego, pazury ostre wyciągnąwszy...
Widmo znikało i niewiasta wracała znowu.
Piękność jej mieniła się, rozjaśniała, rozwiewała i nagle przeistaczała w oblicze potworne a straszne. Zdało mu się, że słyszał śpiew i wycie, jęk i śmiechy...