Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 3 023.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Miła moja! Sonka! Sonka! miła! patrzajcież! A co? hę?
Biskup spojrzał, Sonka się rozśmiała, Rogatka uradował.
— A ty trutniu, graj! — krzyknął do siedzącego u komina. — Twoja psia powinność, dzień i noc... My gadamy, graj...
Grajek, którego Żabką zwano, począł zaraz pobrzękiwać z cicha, starając się wielką swą biegłość pokazać. Sonka półgłosem mu wtórowała wcale się o Biskupa nie troszcząc.
— A wy tu... tu... tu... co u licha robicie? — zaszeplenił Rogatka.
— Po drodze, chciałem się Miłości Waszej pokłonić — odparł Paweł.
— Moja miłość nędzna — zaśmiał się prędko bełkocąc Rogatka — licha warta miłość moja! Grzywien w skarbcu niema, beczki mi ta gawiedź powysuszała, chleba pożyczam, mięso rzeźnicy dają śmierdzące... Cała pociecha... ot... o!
Wskazał na Sonkę, która się pyszniła i śmiała.
— I oto ten niezdara Żaba!
Ręką na grajka zmierzył.
— Śpiewaj, bydle jakieś!
Grajek silniej w struny uderzył.
— Śpiewaj tę... o malinie, dziewczynie — Biskup jej nie posłyszy chyba od ciebie, a ładna..
Począł się śmiać.
— E! ty Biskupie — dodał — ty bo także