Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 3 034.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

i ryby na drzewach powieszał. Rzeki jak pijane z brzegów wychodziły, w styczniu robiło się ciepło, w maju się mróz przybłąkał, który wszystkie warzywo powarzył. Potem w czerwcu paliło już jakby lipiec się miał do końca.
Nie wiodło się też dobrze w księstwach tych, co niegdyś jedno wielkie stanowiły królestwo, teraz podarte na szmaty, poszły na łup to niemcom, to panom różnym, jak Opawa, którą sobie czeski Przemysł przywłaszczył, a powrócić jej Bolesławowi nie chciał. Godzili się o nią i zgodzić nie mogli.
I gdy Bolko krakowski tą Opawą był zajęty, na niego się zamach gotował, do którego dawno Biskup Paweł podwaliny zakładał...
W Krakowie go już nie widywano nigdy, siedział teraz na Szlązku u księcia Władysława, którego łudził tem, że mu Kraków i Sandomierz da, a z niemi wierzchnią władzę.
Władysław, choć niepodobny był do Rogatki, dał się na lep wziąć, gdy do Biskupa ujrzał przybywających gromadnie ziemian z Krakowa i Sandomierza.
Tych Toporczycy najwięcej przywiedli i pozyskali.
Wszystko już tak ułożonem było, aby wybuch jawny rychło nastąpił. — W Krakowie też wiedziano co grozi.
Resztka ludzi wiernych, która przy Bolesławie